LogoALT
rita2_rinkimai2016

Premiera dziwi fakt, że ponad 50% przepytanych mieszkańców kraju opowiedziało się przeciwko nowemu Kodeksowi pracy lub nieprzychylnie ocenia ten akt prawny leżący u podstaw modelu socjalnego.
Obywatele nie wierzą już ani w nowe inwestycje, ani w utworzenie miejsc pracy, ani we wrażliwość społeczną, nie spodziewają się też szacunku za wykonywaną pracę, a już tym bardziej nie mają nadziei na większe wypłaty. Premier zarzuca mediom, że uprzedziły mieszkańców do modelu socjalnego i są odpowiedzialne za negatywne nastroje wśród pracujących. A jakiej reakcji obywateli spodziewał się premier? Odpowiedzialność za konsekwencje w tym przypadku powinien ponieść szef Rządu i jego zespół, który marnie zaczął, a jeszcze gorzej sfinalizował proces liberalizacji stosunku pracy (nic dobrego nie wróży już samo pojęcie „liberalizacji”, kojarzy się na Litwie z różnego rodzaju „skandalikami, łapóweczkami”).

Nasza frakcja konsekwentnie głosowała przeciwko i niejednokrotnie powtarzała większości sejmowej – głuchej, ślepej, forsującej i wręcz narzucającej Kodeks pracy, że gruntowna reforma stosunku pracy, która dotknie wszystkich pracujących i każdą rodzinę, wymaga otwartego, demokratycznego i produktywnego dialogu społecznego. To nie jest kilkumiesięczny proces w okresie przedwyborczym, kiedy naprzeciwko siebie siedzą przedstawiciele pracodawców. Rolę Rady Trójstronnej do reszty zmarginalizowano. Do pracy w Radzie oddelegowano przedstawicieli Rządu nie posiadających prawa do podejmowania decyzji (mówiąc kolokwialnie: osoby, które jedynie posiedzą sobie i posłuchają).

Stanowisko związków zawodowych i akcje protestacyjne były głosem wołającego na pustyni, a gwarancje socjalne, nawet te uzgodnione, trafiły do kosza na śmieci. Przedstawiciele pracodawców korzystali Tymczasem z wyjątkowych uprawnień: pociągali za klapy doradcę premiera w Komitecie Budżetu i Finansów za to, że niewystarczająco wyraźnie zgłasza ich żądania, z niebywałym zapałem liczyli podpisy posłów pod przychylnymi dla nich poprawkami i głośno krzyczeli, że Rada Trójstronna nic nie znaczy, nie posiada żadnych uprawnień i w ogóle jest organem zbędnym. Wprawdzie podkreślić należy, że tak uważają nie wszyscy przedsiębiorcy i pracodawcy, ale lobbing w Sejmie uprawiali ci najbardziej zajadli i z całą pewnością w oczach mieszkańców nie przysporzyli honoru biznesowi.

Nasuwa się pytanie, dlaczego wówczas premier milczał i „wyraźnie” nie powiedział, że Rada Trójstronna jest instytucją, która „zajmuje się ważnym dla wszystkich rozwojem gospodarczym i społecznym, kwestią stabilności narodowej w kontekście makroekonomicznym i społecznym, dlatego jej działalność jest zbieżna z celami i zadaniami rangi państwowej i jednoczy mieszkańców w celu ich realizacji. Rada przyczynia się do rozwoju tożsamości narodowej i europejskiej… Wszystkie grupy interesu mogą zgłaszać Radzie swoje opinie, problemy i przedkładać propozycje” (fragment regulaminu Rady Trójstronnej).

Propozycje zostały złożone: w sprawie ochrony kobiet w ciąży, wysokości odpraw, rodzajów umów, terminów wypowiedzenia, nadgodzin, urlopu, dnia wolnego od pracy dla matki … itd. Były to propozycje złożone przez pracowników i ich przedstawicieli. Złożone i wyrzucone. Upiekli placek bez tych składników, ale z nadzieniem nowej fali emigracji, przyprawili uszczupleniem praw pracowniczych, a premier się dziwi, że naleśnik nie smakuje obywatelom. Media nie zaprezentowały go należycie.

Po uprawomocnieniu się Kodeksu pracy posłowie z większości rządzącej w te pędy rzucili się rejestrować i składać poprawki identyczne do tych, które przedłożyła nasza frakcja. Ale czy sami będą głosować na nie? Do tej pory nie głosowali. Przecież nie mogą w ciągu kilku tygodni zaledwie diametralnie zmienić zdanie. Kolejna porcja populizmu i przedwyborcze zagrywki, gdy zrozumieli, że tracą głosy pracujących.

Najważniejsze jest to, że nie słychać okrzyków radości przedsiębiorców, ekonomistów i finansistów, nie widać ich prognoz dotyczących napływu ogromnych inwestycji, tworzenia nowych miejsc pracy, obietnic lepszych warunków pracy i większych wypłat. Dialogu społecznego nie było, a konsekwencje odczują wszyscy. Odczują nie tyle osoby pracujące w sektorze prywatnym (bowiem dobrego pracownika pracodawca, nawet bez nowego Kodeksu pracy, docenia płacąc mu godziwe wynagrodzenie), a odczują przede wszystkim biedni pracownicy sektora publicznego: nauczyciele, pielęgniarze, pracownicy socjalni, kultury, pracownicy w starostwach, którym większość rządząca ogłasza – za dużo macie dni urlopu, za mało czasu spędzacie w pracy, za duże macie odprawy, za wcześnie udajecie się na emeryturę, a i w ogóle zbyt kosztowni jesteście dla budżetu państwowego. Potraficie przeżyć za najmniejsze w UE wypłaty i emerytury, nauczycie się żyć i bez gwarancji socjalnych. Była noc zaciskania pasa, a teraz nadszedł czas na popołudnie okrajania gwarancji socjalnych.

Najbardziej cierpliwi nauczą się, ale wyniki sondy pokazują, że 70,4% osób do lat 29. źle ocenia nowy Kodeks pracy. Ciekawe, do jakich państw i miast najaktywniej będą kupowane bilety lotnicze w jedną stronę – nie tylko w poszukiwaniu lepszego chleba, ale też w oczekiwaniu na docenienie i szacunek dla ludzkiej chęci, by żyć godnie.

Poseł na Sejm Rita Tamašunienė

2016-09-28